Przypuszczalnie najbardziej rozpoznawanym filmowym koktajlem na świecie jest Martini, wstrząśnięte niezmieszane, które regularnie i ze smakiem popijał James Bond. Ciekawe, czy podobny efekt udałoby się uzyskać, gdyby nie zmieniono w ostatniej poprawce do przygód agenta 007 oryginalnie planowanego ginu z tonikiem na, teraz już kultowe, Martini...
Ian Flaming, autor sagi o Jamesie Bondzie, sukces literacki w dużym stopniu zawdzięcza temu, że przez kilka lat pracował w brytyjskim wywiadzie i dogłębnie poznał świat tajnych agentów. W przeddzień wybuchu II wojny światowej został mianowany adiutantem Admirała Johna Henry’ego Godfreya pełniącego funkcję szefa wywiadu marynarki. W służbie tej przede wszystkim zasłynął, jako twórca niezrealizowanej operacji „Ruthless”, której celem było wykradnięcie niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigmy”.
Mimo iż drogi Admirała i adiutanta wkrótce się rozeszły, pozostawali oni w ciągłym, dobrym kontakcie. Admirał Godfrey objął stanowisko oficera flagowego w Royal Indian Navy i na pewien czas zapuścił korzenie w Azji południowej, nawiązując tam nie tylko kontakty na płaszczyźnie wojskowej, ale i handlowej. Po przejściu na emeryturę nadal utrzymywał kontakt ze spółką eksportującą z Indii do Wielkiej Brytanii owoce, głównie limonki oraz zajął się promocją firmy jak i jej produktów na rynku brytyjskim. Wtedy właśnie wpadł na pomysł, by w tradycyjnie pitym przez Anglików ginie z tonikiem zastąpić cytrynę limonką.
Były adiutant admirała, Ian Flaming, zaoferował, że w swojej nowej powieści umieści gin z tonikiem i limonką w ręku głównego bohatera zamawiającego od tamtej pory „gin and tonic with lime, not lemon”. Prawdopodobnie do tej pory już w każdej ekranizacji nowych przygód agent zamawiałby gin z tonikiem, gdyby nie to, iż Fleming postać władczego i oschłego szefa Jamesa Bonda, czyli „M”, wzorował na postaci Admirała Godfreya. Temu drugiemu nie przypadło to do gustu, co spowodowało rozpad przyjaźni i powstanie „Martini shaken, not stirred”.
Źródło: Curioser History