lunamarina - Fotolia.com
"Trzeba wiedzieć kiedy odejść..." - czasem słyszy się to zdanie w odniesieniu do gwiazd estrady lub sportu. Np. słynny zespół Fleetwood Mac, na przełomie lat 60. i 70. zasłynął energetycznymi przebojami typu 'Rattlesnake Shake', natomiast w latach 80. zupełnie się pogubił przy tworzeniu nijakich piosenek pokroju 'Little Lies'. Niekiedy lepiej odejść u szczytu chwały i przejść do legendy niż latami odcinać kupony od zaprzeszłych osiągnięć. Z takiego założenia wyszli chyba twórcy jednego z najciekawszych ginów ostatnich lat. Tanqueray Malacca Gin to trunek, który w równej mierze słynie z obecności, jak i nieobecności na rynku.
Jak zwykle tradycja
Beefeater, Gordon’s to są marki, które silnie kojarzą się z ginem. W latach 80. do szerszej świadomości przedostał się nieco lżejszy Bombay Sapphire. Jeśli chodzi o firmę Tanquaray to pozostaje ona u nas raczej nieznana, mimo że jak na producenta ginu ma bardzo mocne papiery. Spółka ta, jak niemal wszystko co brytyjskie, ma długą historię i tradycję. Swój pierwszy trunek założyciel Charles Tanquaray wypuścił na rynek w 1830 roku w Londynie. Wcześniej Charles dorastał w bardzo religijnym domu i spodziewano się po nim, że w odpowiednim momencie przywdzieje habit - a tu proszę, taka niespodzianka. Przedsiębiorstwo przetrwało liczne zawieruchy dziejowe, w tym II wojnę światową, w trakcie której należąca do spółki główna destylarnia doznała poważnych zniszczeń. Obecnie Tanqueray wytwarza swoje produkty w Szkocji, a do najpopularniejszych wyrobów firmy należą Tanqueray London Dry Gin oraz Tanqueray No. Ten Gin.
175-letnia receptura
W 1839 roku Charles zapisał w swoim kapowniku recepturę na gin o nazwie Malacca. Przepis ten zachował się po dziś dzień i dysponują nim obecnie pracownicy firmy Tanqueray. Szczegóły pilnie strzeżonych proporcji zna tylko jeden człowiek, naczelny gorzelnik spółki - Tom Nichol. Przez długie lata przepis Charles’a nie był wykorzystywany, aż w 1997 roku Malacca Gin doczekał się swojej pierwszej reedycji. Alkohol ten zyskał dużą popularność wśród barmanów, którzy cenili go zwłaszcza jako składnik drinków. Lekki i bezpretensjonalny charakter Malacci sprawił, że trunek ten doskonale komponował się z innymi składnikami. Uruchomienie produkcji według dawnego przepisu nastąpiło jednak na długo przed renesansem popularności ginu, z którym mamy do czynienia obecnie. Na przełomie tysiącleci rynek okazał się być zbyt ciasny na to, żeby firma Tanqueray mogła sobie pozwolić na wytwarzanie niszowej, koneserskiej jałowcówki. W 2001 roku Malacca Gin został wycofany z rynku.
Życie po życiu
W większości przypadków tutaj następowałby koniec opowieści. Historia jakich wiele- kolejny produkt nie wytrzymał konkurencji rynkowej. Jednak Malacca Gin, mimo iż zaprzestano go produkować, nie dał się tak po prostu zepchnąć do lamusa historii. W niedługim okresie, w którym alkohol ten był wytwarzany, zdobył on status niemal kultowy wśród koneserów i wielbicieli ginu. Gdy gruchnęła wieść o wstrzymaniu produkcji zaczął się wyścig po zalegające po sklepach butelki. Niektórzy zarobili całkiem pokaźne sumki w ten sposób, że odsprzedawali kupiony w sklepie po normalnej cenie Malacca Gin miłośnikom, którzy gotowi byli płacić za butelkę równowartość nawet 600 złotych. Publikacje zawierające peany na cześć wycofanego z produkcji trunku dodatkowo podgrzewały atmosferę. Zniknięcie ginu Malacca z rynku spowodowało, że stał się on alkoholem prawie że mitycznym. Doszło do tego, że po 2001 roku niektóre bary cieszyły się zwiększonym zainteresowaniem klientów tylko z tego powodu, że wciąż oferowały drinki na bazie wspomnianego alkoholu.
via www.facebook.com/tanqueray
Cierpliwość popłaca
Mijały lata od wstrzymania produkcji ginu Malacca, a legenda tego trunku wciąż nie słabła. Barmani z rozrzewnieniem wspominali alkohol, który wyróżniał się na tle innych sztampowych ginów. W końcu ludzie z Tanqueray zdecydowali się wyjść naprzeciw istniejącemu zapotrzebowaniu i w 2013 doszło do kolejnej reaktywacji. Sprawa została jednak rozegrana, trzeba to przyznać, dość inteligentnie. Aby nie doszło do dewaluacji kultowego statusu ginu Malacca, postanowiono wypuścić limitowaną ilość tego produktu - 9000 skrzynek. Producent wyznaczył cenę w wysokości około 90 złotych za butelkę. W ten sposób miłośnicy dostali, to czego pragnęli, a firma nie rozmieniła na drobne potencjału drzemiącego w wizerunku swojego alkoholu. Firma Tanqueray uniknęła pokusy, by wyeksploatować swoją markę do cna, pokusy której ulegli chociażby muzycy z Fleetwood Mac.
Dziedzictwo Charles’a
Gin Malacca co i raz powraca niczym feniks z popiołów. Cóż takiego jest w tym trunku, że ludzie nie potrafią się bez niego obejść? Jest on przede wszystkim łagodny i lekki. Odróżnia się on od konkurencji tym, że wyczuwalne są w nim aromaty cytrusowe. Jak każdy gin zawiera nutki jałowcowe i roślinne. Obecność posmaku cynamonowego jest już natomiast miłym zaskoczeniem. Uważny degustator wyczuje też leciutki zapach goździkowy. Miłośnikom dobrego alkoholu Malacca Gin nie powinien sprawić zawodu. Jeśli zaś nie uda się nabyć butelki pochodzącej z jednej z 9000 skrzynek wypuszczonych na rynek w 2013, to nic straconego. Malacca Gin prędzej czy później wróci. Tak jak zawsze wracał.
Autor: FARUK