via speakeasycomic.tumblr.com
- Speakeasy koktajl?
- Nie, dziękuję!
Od kilku lat na światowej scenie barowej, a od niedawna w naszym rodzimym kraju, powstają koktajl-bary pod szyldem "Speakeasy". Określenie to powstało w USA w okresie prohibicji i oznaczało miejsce nielegalnego serwowania alkoholu. Miejsce, którego sekretną lokalizację szeptano sobie wprost do ucha.
Jak wiemy chociażby z klasycznej komedii „Pół żartem, pół serio” (Some Like it Hot), nielegalne miejscówki miały się bardzo dobrze w kraju, gdzie przez trzynaście lat, dziesięć miesięcy i dziewiętnaście dni obowiązywał całkowity zakaz wytwarzania, sprzedaży i podawania alkoholu. Przemyt bimbru, gangsterskie porachunki i nielegalna jego produkcja kwitły. Sam Al Capone w pierwszym roku obowiązywania zakazu zarobił (na obecne czasy) około dwóch miliardów dolarów, a w całym okresie obowiązywania prohibicji działało kilkaset tysięcy nielegalnych destylarni.
Mamy więc co naśladować: hulaszcza zabawa, historyczne wspominki – a wszystko to dodatkowo owiane tajemnicą i skierowane tylko do ściśle określonego odbiorcy. No cóż, trochę mi to przypomina niedawne czasy i wejście do lokalu tylko za okazaniem karty klubowej, ale jak wiemy, ten koncept się sprawdza i ma stałych wielbicieli. Ukryte wyjścia do lokalu, zasłonięte okna, muzyka jazzowa i pyszne, eleganckie koktajle.
Ale czy na pewno?
Prohibicja z zimną krwią zamordowała amerykańskie barmaństwo. Najlepsi z miksologów uciekali na Karaiby lub do Europy, aby móc realizować się w zawodzie. Ci, którzy pozostali musieli pogodzić się z rzeczywistością, w której ekskluzywne alkohole, aromatyczne wermuty i najwyższej jakości produkty zostały zastąpione najpodlejszymi zamiennikami. Subtelne dodatki mające podkreślić walory alkoholi zastąpione zostały topornymi zamiennikami, aby zabunkrować aromat medyczno-chemicznych trunków koloryzowanych pastą do butów. (Jak widać produkty kupowane na „stadionie” nie były prekursorami tego gatunku alkoholi).
Obserwując powstawanie w Polsce nowych lokali spod znaku SE, mam nadzieję, iż ich twórcy sięgną po to, co najlepsze z tamtej epoki i pozostawią w spokoju pseudokoktajle nadające się do mycia okien. Czekam na nowe, sekretne miejsca, gdzie raczyć się będzie można koktajlami z czasów jednak przed-prohibicyjnych. Czekam na nowe wariacje Manhattanów, Sezeraców i Old Fashioned, serwowane w……..psst, hush-hush…
Autor: Patryk Le Nart