Bar / Restauracja Główna Osobowa w Gdynii
Jeszcze chwilę temu lato miało się w najlepsze. A gdy tak się dzieje, my pod wpływem (sic!) słońca trochę radośniej i bardziej optymistycznie, niż zwykle patrzymy na wszystko wokół. A wokół właśnie, rynek gastronomii zrodził na świat morze ciekawych i miłych dla oka, jak i podniebienia pomysłów. Ku uciesze pasjonatów drinków mieszanych, coraz częściej można natrafić pośród nich na bary koktajlowe. Naturalnie najlepiej widoczne jest to w pięknym mieście Warsa i Sawy, natomiast skłamałbym pisząc, że nasze kochane Trójmiasto pod tym względem tkwi w stagnacji.
Jak grzyby po deszczu powstają nad zatoką nowe lokale, oferując coraz więcej sposobów na nasycenie żołądka (i duszy, o ile nie jest się rudym). Mieszkańcy trzech miast coraz rzadziej mają ochotę na podróż do innego miasta metropolii, aby spędzić popołudnie, czy wieczór "na mieście"... I proszę nie mylić tego ze sportowymi animozjami, po prostu coraz rzadziej są do tego zmuszani, jako rezultat rozwoju gastronomicznej mapy wybrzeża. Natomiast jeśli ktoś miałby jednak ochotę pozwiedzać Trójmiasto, załóżmy taki Hemingway, bez problemu mógłby będąc w Gdańsku, wypić swoje Mojito we Flisaku, a swoje Daiquiri w Pixelu. Być może wieczorem pokusiłby się wybrać na Gimlet do Głównej Osobowej w mieście z morza i marzeń Gdyni. Wracając, mogłoby się Ernestowi zachcieć zatrzymać w sopockim Fidelu przy Papa Doble. I może zajść na chwilę pogadać o sporcie w Pinokiu, racząc się Pink Ginem? Powróciwszy do Gdańska, by pisać "Pożegnanie z bronią" być może pisarz zastałby już otwarty Eliksir i wcielając się w postać Greffiego, zamówił Champagne Cocktail? Któż wie, na pewno miałby parę miejsc, gdzie nie musiałby się martwić o to czy serwowany napitek będzie smaczny.
Bar Flisak 76 w Gdańsku
Rozwój jako zjawisko, daje możliwość zaobserwowania pewnych nawyków i zmian w zachowaniach Trójmieszczan, jak i zwabionych nadmorskim czarem turystów. Zwłaszcza latem, kiedy bryzy wyjątkowo potęgują pragnienie. Niezmiennie na Pomorzu króluje Mojito oraz Cuba Libre. Czemu nie ma się co dziwić, skoro dobrze zrobione Mojito jest kapitalnie orzeźwiające, a rum i ociekający sokiem z limonki rant szklanki pozwala ten jeden raz (i może jeszcze jeden) nie myśleć o ciekawej zależności między colą, a rdzą. Od jakiegoś czasu bardzo popularny stał się pewien gorzkawy pomarańczoworabarbarowy spritz, doskonale odsłaniając dla wielu osób sens picia drinków niskoalkoholowych.
Jeśli chodzi o zaniedbywaną przez nas rzecz, o której jednak trzeba pamiętać, to że każdy z serwowanych przez nas koktajli będzie dużo lepszy, jeśli tylko podawany ze szklaneczką darmowej wody (bez sinic). Daje to gościom większą możliwość kontroli swojego stanu upojenia, jak i zmniejsza odwodnienie, a więc i weltszmerc dnia następnego. Drodzy koledzy barmani, pamiętajcie, że gościnność nie ogranicza się tylko do wyjścia naszych gości z lokalu ale też małego przewidywania.
Bar / Restuaracja Fidel w Sopocie
Goście w Trójmieście coraz częściej rozsmakowują się w kreacjach wytrawnych, ale są też coraz bardziej otwarci na nowe połączenia smakowe. Niemarginalna liczba szuka koktajli pozwalających przeżyć jakieś niecodzienne doświadczenie wraz ze spożywaniem napoju, czy to przez niespotykane lub zaskakujące składniki, czy też sam serwis, często nieszablonowo angażujący zmysły. W Głównej Osobowej, której barem się opiekuję, dużą popularnością tego lata cieszyły się również koktajle nie do końca kojarzące się z tym sezonem, m.in. zadymiany Manhattan, czy autorski koktajl śp. Arka Stefaniaka Kwaśna Marta, będąca nietuzinkowym połączeniem porto, cytryny, klonu i wędzonych powideł, przykrytym cytrusową pianką. Krzysiek Rathnau z gdańskiego Flisaka 76 coraz bardziej odsuwa się w nowych kartach od strefy słodkiego komfortu na rzecz wytrawnych, bardziej wymagających smaków. I nie mam na myśli zaznaczenie wyższości wytrawnych koktajli nad deserowymi, brońcie bogowie! Chciałbym zwrócić tylko uwagę na to, że gorzki jest smakiem nabytym, a więc goście przeszli już jakąś drogę...
Nasze urodziwe Trójmiasto rozwija się całkiem sprawnie. Wraz z nim, jak widzisz drogi Czyteniku, światek tutejszej gastronomii. Natomiast zarówno autochtonom, jak i nadmorskim gringos chęć poznania nowego rośnie odwrotnie proporcjonalnie do strachu przed wydaniem nieco większej sumy na zwilżenie spierzchniętych na plaży ust. Co jest w dechę.
Autor: Dawid "Faroth" Gierjatowicz, szef baru Główna Osobowa.