Wszystko wskazuje na to, że najbliższy rok może być przełomowy, jeżeli chodzi o nawyki picia Polaków. "Miłościwie" nam panujący wpadają na coraz to nowe pomysły odnośnie przepisów dotyczących sprzedaży alkoholu, co w konsekwencji może doprowadzić do znaczących przemian w kulturze konsumpcji tego ‘napoju bogów’. Wygląda na to, że wspólne drinkowanie w domu z przyjaciółmi zyska na popularności, a może wręcz być jedyną metodą na spędzenie wieczoru przy dobrym drinku.
Obecnie głośno jest o projekcie jednej z agencji rządowych zakładającym ujednolicenie stawki podatkowej dla wszystkich grup alkoholi. Poprzedni rząd przeforsował podniesienie akcyzy tylko dla alkoholi mocnych, motywując swoją decyzje chęcią zmniejszenia popytu na te trunki i poprawienia stanu zdrowia nas wszystkich. Obecny projekt motywowany jest chęcią zmniejszenia atrakcyjności cen piw, które są najczęściej wybieranym alkoholem wśród młodzieży. Tajemnicą Poliszynela jest to, iż rząd dodatkowo liczy na zwiększenie tak potrzebnych wpływów do budżetu. Powyższe ujednolicenie stawki podatkowej ma dodatkowo uprościć system naliczania podatków i zniwelować spory o klasyfikację produktu, czyli ma traktować każdy alkohol tak samo.
Jak powyższe zmiany odczuje przeciętny obywatel? Po pierwsze ceny piwa wzrosną w sprzedaży detalicznej średnio o złotówkę, a wina o 6 złotych. W gastronomii będzie to wzrost co najmniej trzykrotny w porównaniu do detalu. Zmniejszy się zatem atrakcyjność alkoholi niskoprocentowych względem mocnych trunków. Goście zamawiać będą koktajle, a barmani będą mogli pokazać wachlarz swoich koktajlowych umiejętności, a nie narzekać na to, że tylko leją "piwo z kija". Zniesienie klasyfikacji produktów wpłynie również na wysokość płaconej przez lokale koncesji, gdzie stawki dotyczące piwa i wina były dużo niższe niż za alkohole twarde. Ujednolicenie może ponadto spowodować zniknięcie z telewizorów reklam piw, czyli bodźca do wyjścia z domu, aby nabyć w nocnym sklepie browarka. Może się również okazać, że i to nie będzie możliwe.
Kolejny projekt, który ma zostać przedstawiony do akceptacji zakłada możliwość wprowadzania przez gminy prohibicji. Ograniczenie nie tylko punktów sprzedaży detalicznej alkoholu, ale wręcz całkowity zakaz handlu w centrach miast czy kurortach ma, jak twierdzą pomysłodawcy, wpłynąć znacząco na podniesienie bezpieczeństwa mieszkańców. Wprowadzenie w życie powyższego projektu może spowodować swoistą migrację poszukiwaczy mocnych trunków w kierunku punktów sprzedaży gastronomicznej. Po raz drugi zacierający ręce z zachwytu restauratorzy i barmani; niestety, ich lokale wkrótce mogą bardzo odczuć na sobie skutki tych zmian.
Gastronomia jest chyba najprężniej rozwijającą się gałęzią działalności gospodarczej, pomijając oczywiście apteki, no ale w kraju hipochondryków nie można się temu dziwić. Skąd taka aktywność i rosnąca jak grzyby po deszczu liczba nowych miejsc? Na pewno nie wzięła się z tego, że Polacy dużo więcej jedzą i piją na mieście. Po prostu, w żadnym innym biznesie nie da się tak łatwo ukryć dochodów, nie mówiąc już o niepłaceniu podatków.
Jednym z głównych tematów potyczek wyborczych były oczywiście wpływy do budżetu. Największe nadzieje rokowano w uszczelnieniu systemu i większej ściągalności podatkowej. Wiadomo było, że bez względu na to, kto będzie nami rządził, na pewno weźmie na cel gastronomię. Aby spełnić obietnice wyborcze i nie dopuścić do powiększenia dziury budżetowej, już niedługo hordy ogarów wyruszą na łów. Nagrody za wydajność i wysoką ściągalność należności spowodują to, że inspektorzy kontrolować będą nie tylko w swoich godzinach pracy (czyli do 16:15). Kontrole będą mogły się odbywać o każdej godzinie pracy zakładu gastronomicznego.
Nie trzeba być Szerlokiem, żeby wiedzieć jaki będzie to miało wpływ na całą branżę. Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby prowadzić punkt gastronomiczny działający zgodnie z wszystkimi nakazami, to kieliszek wódki musiałby kosztować 50 pln. Myślę, że jest to lekka przesada, ale ceny w barach i restauracjach z pewnością wzrosną. Posiadacze skromnych portfeli, niestety będą musieli zrezygnować z wypadu na miasto z przyjaciółmi, organizując wspólne drinkowanie podczas domówek.
Takie są moje skromne prognozy. Co pokaże rzeczywistość, przekonamy się już wkrótce.
Patryk Le Nart